Zawiódł mnie nieco Norton, którego bardzo cenię, a który tutaj nie pokazał klasy, szkoda. Nieco słabiej także Hopkins, ale on "Milczeniem owiec" i "Hannibalem" postawił sobie poprzeczkę najwyżej jak tylko można, także mogę mu wybaczyć. Z ciekawych postaci to chyba jeszcze tylko Emily Watson, która chwilami bardziej niż na niewidomą wygląda na obłąkaną, ale pewnie taki był zamysł. Tytułowy "Czerwony smok" w wykonaniu Fiennesa mdły, bez jakiegoś większego wyrazu.

Poprzednie części trylogii był na wysokim poziomie i to, że "Czerwony smok" nie do końca podołał nie jest dla mnie wielkim zaskoczeniem. Ogląda się to przyjemnie, historia jest ok, ale to już nie to samo. Nie ma czegoś, co byłoby inne, co by przyciągało. Ale jeśli komuś podobały się dwa wcześniejsze filmy, to i tu nie powinien być bardzo zawiedziony:)