Poszlam na "Red Dragon" szczerze mowiac z pewnoego rodzaju niechecia - to po "Hanibalu" mi tak zaostalo. no ale jak to sie mówi- raz kozie smierć. no i...było naprawde fajnie jesli moge sie tak wyrazić. znaczy film jak film - napewno duzo lepszy od wsponianego już "Hanibala" (ale to zupelnie inna historia) jednak czegos mu zabrakło do pełni grozy (?!). natomiast podobala mi sie za to posac agenta FBI Williama Grahama w którą wcielil sie Edward Norton - aktor mimo swego wieku posiada nieprzecietny talent i nalezy do niewielkiego grona moich faworytów, co tez podnosi poprzeczke moich oczekiwan zwiazanych z "RD". więc powiem krótko że w sprawach aktorskich film jest dla mnie naprawde niesamowity, zaś jeśli chodzi o strone reżyserską...no tu sie udało można by rzec. w skali ocen szkolnych stawiam 5 z minuem. a chcac zakonczyc moja wypowiedz dodam ze nie wiem jeszcze jak "Red Dragon" ma sie do reszty trylogiii, bo to pokarze czas (miejmy nadzieje ze dobrze) a tymczasem wybierzmy sie do kin mili państwo bo jest co obejrzeć! :o)