Nie będę oryginalny. Owszem "Czerwony smok" zaciera złe wrażenie, jakie pozostawił po sobie "Hannibal". Jest o wiele bardziej doprawcowany, mroczniejszy i ciekawiej opowiedziany. Nie irytuje prostym efekciarstwem. Jednak film ten raz jeszcze dowodzi, że masowa produkcja Hollywood nie jest po prostu w stanie pokazań nietuzinkowej postaci nie ocierając się o banał. Profil osobowościowy czerwonego smoka jest tak prosty, że nikt, kto choć trochę oglądał podobnych filmów nie powinien mieć problemów z wyprzedzeniem dzielnego agenta FBI i ustaleniem motywów kierujących krwawym mordercą. Do tego film choć świetnie zrobiony jest wyrobem rzemieślniczym, muzyka jest standardowa, nawet brytyjski akcent Fiennnesa w scenie kiedy mówi, że jest smokiem jezt jak najbardziej stereotypowy.
Na tym tle najlepiej wypada scena pierwszego spotkania agenta FBI z Lecterem w więzieniu. Lecter ukazany jest w tej scenie nie jako genialny, wyrafinowany zbrodniarz, lecz jako bezradne, emocjonalnie niedorozwinięte dziecko, które kryje się za maską wyrafinowania. Świetnie zagrane i pokazane.
W sumie nie tak dobre jak milczenie ale i tak jeden z ciekawszych thrillerów roku.