Wzruszający, piękny film. Tak naprawdę o nas samych, o naszych wyborach w życiu. Jaką drogę wybrać, aby być szczęśliwym. Jak się okazuje kariera, wpływy, pieniądze nie są najważniejsze. Jest coś o wiele cenniejszego. Miłość i rodzina.
"Jak się okazuje kariera, wpływy, pieniądze nie są najważniejsze." W końcu pokazali tak na filmie, to musi być prawda! Całe szczęście nie jesteśmy tacy sami i każdy w życiu musi znaleźć receptę na własne szczęście.
I tak i nie. Dylemat niby uniwersalny ale zanurzony w całkowicie fałszywym kontekście, zwłaszcza, gdy patrzymy na ten film z perspektywy zadupia cywilizacyjnego i materialnego jakim jest nasz kraj. Jakie to są alternatywy. Życie w bardzo dobrych warunkach materialnych (dom, samochód, praca menedżera u TEŚCIA) a bycie obrzydliwie bogatym. Mieć PRZEPIĘKNĄ żonę i dzieci czy mieć PRZEPIĘKNĄ kochankę (/ki). Myślę, że nawet w bogatej Ameryce ten dylemat moralny wygląda na dęty. Trochę to jest nabijanie się z widza, tak jak szczupła koleżanka mówiąca swojej otyłej przyjaciółce, że musi zacząć się odchudzać, czytaj: patrz moja podłoga jest twoim sufitem.
Treściwie to ująłeś. Gdyby miał brzydką żonę i niepełnosprawne dziecko w jednym z "wcieleń", o, to byłby dylemat. A raczej, jak sądzę, nie byłoby go w ogóle. Masz rację, są tu fałszywe, czyli hollywoodzkie, konteksty.